Max Czornyj podjął w swojej powieści "Sezon Drugi" problem, którym obecnie zajmuje się ulica. Wprawdzie zakamuflował to w sensacyjnym sosie, opakowanym w styl reality show ale główny temat wypływa z każdego zdania. Max jak zwykle karmi nas zdaniami o masie pocisku armatniego, zakrapianymi akapitami o długości psa miniaturki. I chociaż w poprzednich powieściach można to było uznać za atut... to w przypadku "Sezon Drugi" jest za mało degustacji. Czasami ma się wrażenie, że czytamy wykład profesor etyki zasłużonej dla ateizmu. Zbyt mało tam rozważań, pytań i szukania odpowiedzi. A przecież każdy czyn niesie ze sobą interakcję. Przynajmniej tak jest w realu. Pisarze thrillerów przyzwyczaili nas, że na końcu powieści motywy zbrodni wychodzą na światło dzienne i opanowują nasz umysł. Czasem jest to pogłębiona refleksja, którą jesteśmy skłonni zaakceptować, częściej jednak pachnie tam łopatologiczną psychologią. "Sezon Drugi" nie wpisuje się w te ramy. Po sko